Na wszystko jest sposób
(z rękopisów)
Wysoki Zarząd niniejszego Panopticum zatelefonował parę dni temu do 
 dyrektora wielkiego przedsiębiorstwa chemicznego w sprawie zresztą 
 nic nie mającej wspólnego z chemią ani z Tym Działem. Usłyszeliśmy 
 uprzejmy i melodyjny głos sekretarki, wymieniający nazwę owego 
 chemicznego przedsiębiorstwa. Na prośbę, aby nas połączyć z ob. 
 dyrektorem, usłyszeliśmy pytanie:
 - A kto mówi?
 Wymieniliśmy nazwisko. Na to melodyjny głos zapytał:
 - Kuzyn? Ale jakie nazwisko?
 Wtedy powtórzyliśmy nazwisko. Melodyjny głos odrzekł:
 - Nie rozumiem: Tuzin?
 Odpowiedzieliśmy na to, że nie jesteśmy ani krewnym ob. dyrektora, 
 ani żadną liczbą, i jeszcze raz powtórzyliśmy nazwisko.
 - Rubin? - zapytał melodyjny głos. Zaznaczyliśmy na to, że nie 
 jesteśmy również żadnym drogocennym kamieniem, i znowu wymieniliśmy 
 nazwisko. Niezmienne melodyjny głos zapytał:
 - Guzik?
 - Nie, proszę pani - odrzekliśmy z niezrównaną galanterią i pogodą 
 ducha - nie guzik. I już z góry pragnę zaznaczyć, że nie łubin, 
 nie kulig, nie Rufin, nie kucyk, nie bucik, nie muślin ani nic w 
 tym rodzaju, ale - (tutaj  znowu wymieniliśmy nasze rodowe nazwisko). 
 Tutaj melodyjny głos zaczął się niecierpliwić:
 - Może pan będzie łaskaw p r z e l i t e r o w a ć.
 - Jak, proszę pani? Przeli...?
 - ...terować - odpowiedział głos - według imion.
 - Jakich imion, proszę pani?
 - Byle jakich. Pierwsze litery tych imion, kolejno przez pana 
 wymawianych, dadzą pańskie nazwisko.
 - Aha, rozumiem - odrzekliśmy. Tutaj zaczęliśmy się zastanawiać 
 nad imionami, ale już przy pierwszym napotkaliśmy na nieprzezwyciężone 
 trudności. Nawet Tadeusz nie przyszedł nam wówczas na myśl! - Z imionami, 
 łaskawa pani - rzekliśmy - nie będzie w tej chwili łatwo, gdyż takowe 
 wypadły mi z pamięci! - i w tej samej chwili genialna myśl rozświetliła 
 mroki otępiałej naszej głowy!! - Czy wolno użyć innych słów, niekoniecznie
 imion? - zapytaliśmy sekretarkę dyrektora wielkiego przedsiębiorstwa 
 chemicznego.
 - Proszę - odrzekł ochrypły głos.
 - W takim razie niech pani słucha: Tetramethylenediamina.
 - Tak jest. Dalej.
 - Umbelliferon.
 - Tak jest. Pan mówi C9H6O3?
 - Oczywiście.
 - Dalej?
 - Witamina B1.
 - C12H18ON4SC2?
 - Tak jest, łaskawa pani!
 - Dalej! - Głos stawał się znowu coraz bardziej melodyjny i uprzejmy.
 - Izohydroanisoina.
 - A! Zwana inaczej dimethoxyhydrobenzoiną!
 - Tak jest, urocza pani!
 - Dalej.
 - Metaformaldehyd, skarbie!
 - Czyli polyoxymethylen, czy tak?
 - Tak, luba! Tak, najdroższa! I koniec.
 - No, to teraz wiem! Kolega chemik, prawda?
 - Tak jest, ukochana - odrzekliśmy grobowym głosem...